Opracowanie
Tadeusz Majewski
PIĘKNE ŻYCIE
Wspomnienia
Edmunda Dywelskiego
(wyciąg)
Kociewskie Stowarzyszenie
Edukacji i Kultury “Ognisko”
Starogard Gdański 2014.
См. этот текст в переводе на русский язык.
Na prośbę moich dzieci postanowiłem napisać wspomnienia z mojego życia. Zabieram się do pisania w dniu 8.12.1990 roku. Mam już 80 lat i 6 miesięcy i pismo już nie takie jak dawniej, ale dobrze pamiętam zdarzenia, jakie przeżyłem.
Każdy starszy człowiek może opisać wiele ciekawych zdarzeń ze swojego życia. W czasie mojego życia dokonało się bardzo wiele. Przede wszystkim odzyskanie w 1918 roku niepodległości Polski. Trzy wojny i zmiany ustrojowe w kraju.
Nie wiem, jak długo potrwa moje pisanie. Będę pisał w skrócie.
|
|
Opublikowano na stronie Gminy Zblewo.
Kalendarium życia Edmunda Dywelskiego
9.06.1910 r. – urodził się w Białachowie
1924 r. – ukończył szkołę w Białachowie
1925 r. – zdał egzamin do Państwowego Męskiego Seminarium Nauczycielskiego w Bydgoszczy
Maj 1930 r. – zdał maturę i został nauczycielem
1.11.1930 r. – nauczyciel w Kosowie Poleskim na Polesiu
Grudzień 1930 r. – nauczyciel w Zapolu (6 km od Różany)
Maj 1931 r. – nauczyciel we wsi Bajki (4 km od Różany)
1.09.1931 r. – Bobrowicze (40 km od Różany)
3.10.1931 r. – ślub z Felicją z d. Strażecką
31.03.1933 r. – narodziny Luśki, a po tygodniu śmierć żony
Wrzesień 1933 r. – nauczyciel w Choroszczy (18 km od Zapola)
26.12.1935 r. – ślub z Janiną z d. Gajewską
Do 20.08.1938 r. – Janina i Edmund nauczycielami w Choroszczy
1.09.1938 r. – nauczyciel w Wólce Telechańskiej
Po 1.09.1939 r. – pozbawiony pracy przez komunistów
Styczeń 1940 r. – nauczyciel w Iwacewiczach
1941 – 1942 – tłumacz języka niemieckiego
1942 r. – wyjazd z Różany – do rodziców Janki
1944 r. – wyjazd do Białachowa, praca w tartaku w Zblewie
Kwiecień 1945 r. – nauczyciel w Radziejewie
Sierpień 1945 – 1971 (26 lat) – kierownik szkoły w Bytoni
30.03.1990 r. – śmierć żony Janki
1994 r. – otrzymał zaszczytny tytuł “Honorowego Obywatela Gminy Zblewo”
20.10.1998 r. – zamieszkanie w Kolinczu u córki Luśki
Maj 2008 r. – śmierć Edmunda Dywelskiego (pochowany na zblewskim cmentarzu)
Opracowała Ewa Jędrzejewska
{21}
...
Od 1 listopada 1930 roku otrzymałem pracę nauczyciela na Polesiu. To było jedno z województw za Bugiem i dziś do Polski nie należy. Tam było mało Polaków – na Polesiu około 10 procent, reszta to Białorusini, a w miasteczkach 30 – 40 procent Żydów.
Otrzymałem pracę w szkołach powiatu Kosów Poleski. Kiedy tam wyjeżdżałem, to koledzy z Bydgoszczy żegnali mnie, jakbym wyjeżdżał do Afryki. Bo też Polesie i województwa za Bugiem to był inny świat.
Najpierw otrzymałem pracę w szkole w miasteczku powiatowym w Kosowie Poleskim, gdzie było sporo urzędników Polaków przybyłych tak jak ja „z Polski”. W każdym takim miasteczku było tam około 30 procent Polaków, 40 Żydów i 30 Białorusinów.
Tu, w Kosowie, nie miałem trudności w porozumiewaniu się z mieszkańcami – mówiliśmy po polsku. Ale po dwóch miesiącach przeniesiono mnie do szkoły na wsi, do Zapola, gdzie mieszkała ludność tylko białoruska.
We wsiach na Polesiu – było tak prawie wszędzie – trafiały się dwie - trzy rodziny polskie. Gdzieniegdzie były małe wioski polskie, tak zwane zaścianki szlacheckie.
Białorusini mieli religię prawosławną, a Polacy katolicką. W powiecie kosowskim, gdzie byłem (a powiat był duży – ponad 100 km długi), było tylko pięć kościołów, natomiast cerkwi prawosławnych pięćdziesiąt.
Więc przybyłem na wieś. W pierwszych dniach nic ludzi nie rozumiałem. Dopiero po paru tygodniach mogłem się porozumiewać. Wszędzie szkoły były polskie. Dzieci, które przychodziły do pierwszej klasy, nie rozumiały nauczyciela. Dopiero po pewnym czasie uczyły się języka polskiego. {22}
Do 1928 roku było wiele szkół z językiem białoruskim, a w południowych województwach ukraińskim, lecz je zamieniano na polskie. W 1934 roku kierownicy szkół otrzymali tajne zarządzenie, aby w ciągu roku doprowadzić do takiego stanu, by dzieci także w czasie przerw mówiły po polsku.
Wtedy przypomniałem sobie, jak ja w dzieciństwie chodziłem do szkoły niemieckiej i nie wolno mi było mówić nawet w czasie przerwy po polsku.
Wieś Zapole, odległa 6 kilometrów od Kosowa, miała około 800 mieszkańców. Szkoła miała jednego nauczyciela, uczniów było około 130. Były, tak jak prawie wszędzie, cztery klasy, I i II klasy jednoroczne, III – dwuletnia, a IV – trzyletnia. Program nauczania w tych szkołach równał się 6 klasom szkoły pełnej, siedmioklasowej.
W Zapolu był budynek szkolny, tak jak wszystkie domy, drewniany. Murowanych domów na wsiach w ogóle nie było. Dziewięćdziesiąt procent domów miało dachy słomiane, a reszta gonty (klepki z drewna). Niektóre nowe domy (po spaleniu) budowane w latach 30. kryto blachą.
Моя жена Фелиция Стражецкая
в день свадьбы 3.10.1931 г. |
W szkole w Zapolu była jedna izba lekcyjna i dwupokojowe mieszkanie z kuchnią, gdzie mieszkał nauczyciel Witek Strażecki (4 lata starszy ode mnie), który przyjechał na Polesie z Czeladzi koło Sosnowca. Ponieważ jego ojciec zmarł, sprowadził do siebie matkę, starszego brata i dwie siostry, 19-letnią Felę i 12-letnią Danusię.
Ponieważ na wsi nie było dla mnie odpowiedniego mieszkania, ulokowałem się u nich. Witek został instruktorem oświaty pozaszkolnej na czas zimy, więc ja zostałem nauczycielem na jego miejsce.
Fela bardzo mi się podobała, więc po paru miesiącach poprosiłem o jej rękę.
W maju 1931 roku otrzymałem pracę we wsi Bajki, 4 kilometry od Różany. W czasie okupacji Niemcy tę wieś spalili razem z ludźmi.
Na wakacje (lipiec – sierpień) pojechałem do domu do Białachowa. {23}
1 września 1931 roku zostałem mianowany nauczycielem etatowym w Bobrowiczach. Tę wieś w czasie wojny Niemcy też spalili razem z ludnością.
3 października odbył się mój ślub z Felą.
W Bobrowiczach było duże jezioro (4 na 6 kilometrów). Za nim leżała wieś Wiado, do której droga wiodła tylko przez jezioro. Pewnego razu popłynąłem tam łódką do kolegi. Wracając wieczorem, na jeziorze kilka godzin błądziłem. Dopiero rybacy na jeziorze wskazali mi właściwy kierunek.
Ludzie w Bobrowiczach, jak i w innych wsiach na Polesiu, żyli bardzo biednie. Żadnych fabryk na tamtych terenach nie było. Ludzie utrzymywali się tylko z roli. Rodziny były bardzo liczne, średnio w rodzinie żyło 8 – 10 dzieci. Reszta, bo 30 procent dzieci do lat siedmiu, umierała z niedostatku i brudu. Większość gospodarstw była bardzo mała, bo rodzice przed śmiercią dzielili ziemię na wszystkich synów. Były rodziny, które miały mniej niż hektar, a nawet 1/4 hektara i to w kilku kawałkach, nieraz odległych od siebie kilka kilometrów. Były pola na metr szerokie, a na 3 kilometry długie. Ziemia była pia-szczysta albo podmokła. Uprawa zacofana, większość bron drewniana, zdarzały się drewniane sochy (pługi). Wiele wozów nie miało kół z żelaznymi obręczami, a rzadko który wóz miał żelazne osie. Jeśli para butów była w rodzinie, to było dobrze – nosili łapcie uplecione z kory lipy lub wierzby. Rower na wsi miał tylko nauczyciel. Moja czteroosobowa rodzina w Choroszczy zjadała więcej cukru niż cała 800-osobowa wieś. Większość rodzin ostatni chleb przed żniwami jadła na Wielkanoc, mięsa i tłuszczu nie było, krowy, karmione lichym sianem, mleko dawały tylko po ocieleniu przez 4 – 5 miesięcy – kiedy cielak ssał. Na przednówku dzieci przychodziły do szkoły blade i głodne.
Kiedy dzisiaj wspomnę tę nędzę, to żal mnie ogarnia. Żal, bo w tym samym czasie wielu Polaków żyło dostatnio, nawet w luksusie, na przykład właściciele majątków, kupcy i dobrze opłacani urzędnicy. Ja zarabiałem (1931 – 1939) 160 zł miesięcznie, początkujący policjant 180 zł, nawet listonosz 80 – 120 zł, a robotnik w tartaku w Kaliskach 50 – 60 zł, też kobieta na Polesiu za całodzienną pracę w majątku przy kopaniu kartofli otrzymywała 50 groszy. Kolejarze również byli dobrze opłacani. Kwalifikowany robotnik w dużych fabrykach dobrze zarabiał, oczywiście jeśli miał pracę. W latach 30. wiele fabryk stało, było wielu bezrobotnych bez żadnych zasiłków, bo zasiłek do roku otrzymywał tylko ten, który poprzednio przepracował i był ubezpieczony przez 40 tygodni. W mniejszych zakładach mało który robotnik był ubezpieczony, {24} bo ubezpieczenie było dobrowolne. W sklepach było wszystko. Kolejek nie było, ale przeciętny robotnik czy rolnik nie kupił czekolady czy cytryny.
Przed wojną mieliśmy taki sam system rządzenia jak na Zachodzie. Dlaczego wtedy robotnik w Stanach Zjednoczonych, Anglii, a nawet Niemczech miał już samochód, a w Polsce ledwo rower z połatanymi oponami? W Bytoni w 1934 roku, kiedy wieś liczyła 1100 mieszkańców, było tylko 8 rowerów.
|