Witold Karpyza. Ziemia Wołkowyska. Łysków.
Witold
Karpyza.
Ziemia Wołkowyska.
Lębork
2005
Tłumaczenie w języku rosyjskim.
Łysków
[Ziemia Wołkowyska. Tom 2. Str. 45-53]
Niewielkie dawniej miasteczko, odległe o 40 km na południe
od Wołkowyska, do którego można było w okresie
międzywojennym dostać się tylko furmanką, to dziś wieś. W
końcu XIX w. liczyło 895 mieszkańców, a w 1938 liczba
wzrosła do 1100, dziś liczba spadła do kilku setek.
Przeszłość zostawiła nam wieści o zameczku, klasztorze
bazylianów, domie księży misjonarzy, szkołach łyskowskich,
grobie Franciszka Karpińskiego, 12 krzyżach stojących u
wylotów ulic z miasteczka, postawionych z fantazji nabożnego
mieszkańca dla „zdrowia parafian".
O pół
kilometra w stronę wsi Mosiewicze, na błotnistym brzegu
niewielkiej rzeczki Szczyby vel Muchy, w uroczysku zwanym
Horodyszcze, do dzisiaj znaczne są ślady „okopów". O tych
wałach wspomina Federowski, pisząc, iż lud utrzymuje, że tam
straszy, a szczególnie na ulicy Różańskiej i Niemieckiej.
Wały te mają być mogiłkami, gdzie dawniej Szwedów chowano.
Czasem ukazuje się tam panienka siedząca na skrzyni złota.
Pilnują jej psy na łańcuchach. Panienka prosi, aby jej podać
rękę i uwolnić od zaklęcia, ale nikt się nie odważa. W
rzeczywistości wały te to pozostałości zameczku królewskiego
strzegącego lyskowskiej włości w XV-XVIII w. Forma
obwałowanego terenu miała postać kwadratu o wymiarach 68 na
68 m. Naroża były wzmocnione okrągłymi, drewnianymi wieżami
o średnicy 8 m. Zachowały się też ślady wjazdu do zamku. Od
północy i wschodu warownię ubezpieczały błotniste rzeki, zaś
od wschodu i południa fosa o szerokości 10 m i głębokości
około 4,5 m.
Pierwsze
wzmianki o Łyskowie pochodzą z przełomu XV i XVI wieku, z
czasów Jagiellończyków Kazimierza i Aleksandra. Właśnie
Kazimierz Jagiellończyk nadał kościołowi św. Mikołaja w
Wołkowysku dań miodową z Łyskowa w ilości 2 kadzi miodu, a
także 2 „bezmienów" wosku. Była to włość wielkoksiążęca,
zwana dawniej starostwem łyskowskim. W jego skład wchodziły:
Łysków z zamkiem i wsie: Międzyrzecz, Pituchowo, Łopiennica,
Derewna, Dorohowo, Moskowo, Potońsko. Z czasem Łysków
włączony został do starostwa wołkowyskiego. Zachowała się
wiadomość z 1560 r. o sądach kopnych poddanych łyskowskich.
Były to własne sądy chłopskie, gdzie rozsądzano drobniejsze
przewinienia. W 1560 r. sądzono sprawę poddanego, Ustiana
Lewkowicza, któremu skradziono klacz. Lewkowicz „stawiła
czapkę na dowód i wydał świadków trzech". (Akty
izdawajemyje ..., t. XVIII, s. 6). „Stawienie czapki" na
dowód, według dawnego zwyczaju, było rodzajem przysięgi.
Około
1506 r. Łysków znalazł się w posiadaniu Wojciecha Janowicza
Kłoczki, marszałka hospodarskiego, ochmistrza żony
Aleksandra Jagiellończyka, wielkiej księżnej Heleny.
Wojciech zmarł w 1514 r. i przekazał swoje rozległe dobra,
leżące przeważnie w powiecie wołkowyskim, synowi Maciejowi,
który dostał jeszcze od króla Podarewsk (dziś Podorosk),
stąd często Maciejem Podarewskim był zwany. Jak i ojciec był
on osobą wpływową i bogatą piastując urzędy marszałka
hospodarskiego i dzierżawcy wołkowyskiego. Posłował też do
Moskwy.
Maciej
Wojciechowicz Kłoczko zmarł w 1543 r., a pozostała po nim
wdowa, Katarzyna z Hlebowiczów 11 listopada 1543 r. zapisała
Łysków i Międzyrzecz Zygmuntowi Augustowi (W. Pociecha,
Królowa Bona, t. 3, s. 67). Król zapis przyjął dając jej
na tych dobrach 11 tys. kóp gr. lit. jako zabezpieczenie jej
posagu.
Łysków
znowu należał do włości królewskich, a około 1565 r. miał go
w zastawie, za pożyczenie skarbowi 6000 kóp gr. lit. Wasyl
Tyszkiewicz, starosta wołkowyski, ten zaś w swoim
testamencie pieniądze zabezpieczone na Łyskowie przeznaczył
córce Aleksandrze, wydanej za Aleksandra Chodkiewicza.
W poł.
XVII w. Łysków znalazł się w posiadaniu Jakuba Kuncewicza,
późniejszego wojewody brzeskiego. Trzecią jego żoną była
Felicja Krystyna Wojnianka, chorążanka wołkowyska, wcześniej
zamężna za Janem Bychowcem. Fundowała ona klasztor
bazylianów w Łyskowie. Zmarła w 1686 r. Zachował się rękopis
pt. „Łzy synowskie po matce jaśnie wielmożnej jejmość paniej
Krystyny Woynianki Jakubowej Kuncewiczowej, wojewodziny
brzeskiej, kazaniem egzekwialnym nazajutrz po złożeniu do
grobowca tychże jaśnie wielmożnych popiołów w cerkwi
łyskowskiej przy monastyrze ojców bazylianów obojga
szczodrobliwej fundacji tejże świętej pamięci JMP
dobrodziejki matki i fundatorki, przez księdza Symeona
Churcewicza...".
W końcu
wieku XVII Łysków należał do Bychowców, wywodzących się z
bojarów smoleńskich. W 1690 r. Samuel Dobrogost Bychowiec „z
majętności swojej Łyskowo z Żydami i karczmą, i młynami
płacił podatek za 33 dymy a z włości tejże, czyli całej
majętności łyskowskiej, oprócz zastawników z karczem i
młynów, dodatkowo za młynów 60", (Krakowski.
Powiat
wołkowyski w końcu wieku XVII. Wilno l939).
Różni ci
byli Bychowscy. Jedni fundowali klasztory, drudzy walczyli w
Powstaniu Styczniowym, a jeszcze inni obyczajem ówczesnym
najeżdżali sąsiadów. W 1704 r. bp. Brzostowski musiał
nałożyć interdykt na całą parafie różańską, za napad
jakiegoś Bychowca z kompanią na plebanię łyskowską. Adamowi
Bychowcowi za udział w Powstaniu Styczniowym car kazał
ptzymusowo wyprzedać część dóbr (Józefpol i Zelzin). Miały
być one sprzedane do 10 grudnia 1867 r., w przeciwnym razie
ulegały konfiskacie. Do wybuchu drugiej wojny światowej w
posiadaniu Bychowców pozostawał Adamków. W archiwum
grodzieńskim zachowały się bogate dokumenty po Bychowcach:
ich korespondencje, inwentarze majątków i klasztoru
misjonarzy.
Pierwszy
kościół w Łyskowie został ufundowany w 1527 r. przez Macieja
Kłoczkę. Parafia była uboga i uposażona 13 „dymami". Bp
Mikołaj Słupski, wizytując w 1655 r. być może ten sam
jeszcze budynek kościelny, określił go następująco: -
„Kościół drewniany, dogodny i dobrze utrzymany". („Litwa
i Ruś". Rocznik 1. Rok 1912). Proboszczowie jednak nie
mieli się źle. W 1690 r. proboszcz Kazimierz Bakanowski
płacił podatek z juryzdyki miejskiej, wioski i 2 młynów, a
także dodatkowo z folwarku Hrusk, podatek za dymów 43. W
latach 1763-1785 misjonarze na miejscu starego kościoła
wznieśli nowy, okazały, murowany, istniejący w ruinie do
dzisiaj. W 1818 r. przebudowano wieżę, którą później, w 1880
r. uszkodził piorun, co zmusiło do generalnego remontu
świątyni. Jest to budowla na planie krzyża, z dwoma
zakrystiami, wnętrze salowe bez kolumn, ale ściany
wewnętrzne wzmocnione pilastrami o bogatych postumentach. Po
kasacie zgromadzenia księży misjonarzy kościół zamieniono w
1841 r. Na parafialny, zaś w 1866 r. zabrano na cerkiew.
Katolicy odzyskali go w 1921 r. Po II wojnie światowej, z
braku opieki, popadł w ruinę. Ostatecznie w 1960 r. Kościół
zamknięto, pozwalając zabrać prawie całe wyposażenie
kościelne (prócz ław) i przechowywać je w kościele w
Różanie.
Korzystając z tolerancji religijnej po 1905 r. i biorąc pod
uwagę, że w Łyskowie są dwie cerkwie a brak kościoła,
Stefania z Tołłoczków Dziekońska z Mogilowców rozpoczęła
starania o budowę w Łyskowie nowego kościoła lub kaplicy.
Najpierw wybudowano szopę, gdzie się mogły odbywać
nabożeństwa. Ostatocznie kościół zbudowano z cegły, w stylu
neoromańskim i w 1913 r. odprawiono w nim pierwsze
nabożeństwo. Pierwsza wojna światowa zostawiła kościół w
ruinie. Nie odprawiały się w nim nabożeństwa od dłuższego
czasu z powodu niebezpieczeństwa zapadnięcia się sufitu.
Ostatecznie kościół ten pod wezwaniem Najświętszego Serca
został rozebrany, a z jego cegieł zbudowano śzkolę.
Pierwsza
wzmianka o cerkwi łyskowskiej, oczywiście unickiej, odnosi
się do roku 1624. Krystyna Kuncewiczowa, na trzy lata przed
śmiercią, zbudowała i uposażyła bazylianom cerkiew, do
której wprowadzili się 2 czerwca 1682 r. Kuncewiczowa nadała
bazylianom folwark Kornedź z karczmą, wieś Kuklicze z 13
poddanymi oraz folwarczek Odyncowski na ogród i wypas bydła,
a w samym Łyskowie młyn z młynarzem. Ponadto zapisała im 150
zł na habity, które to pieniądze pochodziły z arendy
łyskowskiej. Uposażenie to powiększył syn Kuncewiczowej,
Dominik, oddając bazylianom w zarządzanie folwark Szpaki, o
ktory póżniej musieli toczyć długoletni proces z Bychowcami.
(Roczniki Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu.
Rocznik 1866). Sprawa o folwark Szpaki zakończyla się
polubowną umową z dnia 15 lipca 1753 r. Bazylianie łyskowscy
zrzekli się dobrowolnie praw do tego folwarku. Dostali oni
od Bychowca 10 tys. zl polskich i prawo wchodu do lasów. (Akty
izdawajemyje..., t. XVI).
Opis
łyskowskiego, bazyliańskiego klasztoru tuż przed kasacją
unii kosciełnej (co miejsce w 1839 r.) brzmiał: „Mieli tam
zakonnicy klasztor murowany z 20 celami mieszkalnymi, przy
nim cerkiew drewnianą, a na zbudowanie nowej materiał już
leżał obok przygotowany. Były tam również dwie sadzawki,
ogród owocowy, pasieki, folwark dobrze zbudowany, przy nim
tak zwana juryzdyka z 15 domów złożona oraz wieś z 30
chatami. Żyli patriarchalnie i w zgodzie z misjonarzami. W
wielkich nabożeństwach wzajemnie sobie pomagali. Od 1838 r.,
po zamknięciu nowicjatów, liczba zakonników zmalała.
Superior o. Augustyn Siedlecki w średnim wieku, wikary ks.
Samuel Czarnołucki, Bocewicz, Rzecki i trzech innych jeszcze
braci - ot, i całe zgromadzenie łyskowskie. Większość z nich
to już starcy. Co roku, w wielką sobotę, superior z wikarym
i ks. Rzecki obchodzili domy, święcąc pierogi, ale zacnym
zakonnikom towarzyszyła jeszcze ładowna bryka z kucharzem
klasztornym. Jakubem. Gdzie znaleźli pustki na stole, tam
wnosił Jakub przygotowane święcone. Cały gar piwa
przygotowany była dla biednych. Nabożeństwa odbywały się
przy sławnych w okolicach organach".
W 1835
r. klasztor bazylianom odebrano i mimo oporu ludności i
samych zakonników, przekazano prawosławnym. Pisze o tym
obszernie ks. Grzegorz Micewicz w swoich pamiętnikach.
W latach
1931-1933 zbudowali prawosławni w Łyskowie nową drewniana
cerkiew w stylu cerkiewek bieszczadzkich, według projektu
Stanisława Piotrowskiego z Białegostoku kosztem 40 tys. zł.
Jest to jedna z piękniejszych drewnianych cerkiewek w
województwie.
Znaczącą
rolę w życiu Łyskowa i okolicy odegrało zgromadzenie księży
emisariuszy, których sprowadził do Łyskowa w 1751 r. Jan
kanonik wileński. Uposażono ich 2 folwarkami
(Statkowszczyzna i Kołykowszczyzna) oraz pewnymi sumami,
lokowanymi na dobrach okolicznej szlachty, z której to sumy
pobierali procenty. Księża zajmowali się duszpasterstwem,
obsługując jednocześnie własną parafię prowadzili przytułek
dla starców, a także szkoły. Przytułek, zwany w owych
czasach szpitalem, według wizyty dziekańskiej z 1820 r. był
„z drzewa ciosowego, w węgieł gładki, gontami kryty, z
kominem nad dach wyprowadzonym, długi łokci 21, szeroki 11,
obejmował w sobie 3 stacje, 2 komórki na skład i sień. Okien
ordynacyjnych w całym domu 10. Drzwi na zawiasach i krukach
pojedynczych 3 i na biegunach drewnianych tyleż. Stołowanie
z dylów a posadzka z gliny ubita. W szpitalu było 3 dziadów
i 2 baby" (Dzieje Dobroczynności. Rocznik trzeci, s.
521).
Do 1797
r. misjonarze prowadzili w Łyskowie szkołę parafialną, dodać
trzeba, że nie podlegała ona przepisom Komisji Edukacji
Narodowej. Cieszyła się uznaniem, gdyż szlachta niechętnie
odnosiła się do reform oświatowych. Rektor wydziału
brzeskiego KEN pisał, że wielu uczniów jego przeniosło się
do szkól misjonarzy w Łyskowie dla „samego odgłosu, że po
dawnemu konstrukcji tam ucza". A uczono tam łaciny z Alwara,
retoryki, czasem pisania listów a także służenia do mszy
oraz katechizmu. Misjonarze niewiele przywiązywali wagi do
polecenia przez KEN zamknięcia szkoły. Nie próbowali też
początkowo zbliżyć swojego programu do programu Komisji.
Jeszcze w 1790 r. uczniowie byli dzieleni na tradycyjne
klasy: infimię, gramatykę, retorykę. Misjonarze na brak
uczniów nie narzekali i tak w roku szkolnym 1781/1782 uczyło
się tutaj 86, w 1784 r. - 70, 1786 r. - 76, a w 1790 r. - 70
uczniów. Rozkwit szkół łyskowskich upatrywać należy w
ambicji misjonarzy, jak i w usilnych staraniach o ich
poziom, ówczesnego właściciela Łyskowa, Jana Bychowca. Nawet
ks. G. Piramowicz, wizytując szkołę akademicką w Grodnie,
jedną z przyczyn słabego jej poziomu widział „szkołę
misjonarzy w Łyskowie, krórzy przyciągając do siebie dzieci
przez ustanowienie małego konwiktu, przez udanie, że lepiej
uczą, przez pozwalanie wyjeżdżania na święta". Wizytując
szkołę łyskowską w 1782 r., ks. Franciszek Bieńkowski o jej
stanie doniósł następująco: „Łysków szkoła czyli konwikt,
gdyż z 86 uczniów 50 jest na stole i stancji u ks.
misjonarzów, plebanię tu mających. Dziedzicem jest JP Jan
Bychowiec, marszałek wołkowyski, który o zatrzymanie tych
szkół upraszał. Prócz prefekta nauczycielów jest tu 4,
usiłujących uczyć jak najlepiej, ale nie tylko
elementarnych, ale nawet innych ksiąg potrzebnych nie mają.
Zatem odmiennym sposobem uczą. Retoryki i dwu klas gramatyki
są profesorami klerycy misjonarze. Infimy dyrektor świecki,
po niemiecku kleryk uczy ten sam, co i gramatyki. Konwikt
jest to dom na poświetnym z drzewa obszerny, gdzie pod
dozorem świeckiego dyrektora mają stancje studenci. Co do
stołu, na klas cztery są podzieleni podług zapłaty.
Największa jest zł 200, najniższa 50. Pensja mała i sposób
uczenia odmienny. Z różnych powiatów, bo nawet z ziemi
łomżyńskiej nasprowadzał dzieci, których korzyść podług
uczenia się dość dobra. Zalecono i tablice z Ustaw wypisać.
Kazano, aby od wakacji nauki według przepisów". Misjonarze
jednak byli uparci, a pomoc Bychowca znaczna i nowa
wizytacja z 1790 r. odnotowała: „Szkoły łyskowskie
podzielono na trzy klasy. Klasę pierwszą, albo dawniejszym
trybem infimę, uczy dyrektor świecki, mający kondycyą w
mieście. Drugą klasę, czyli gramatykę, uczy także dyrektor
mający kondycyą w konwikcie. III klasę, czyli retorykę, uczy
misjonarz, który zarazem jest prefektem szkół. Uczniów w tej
szkole znajduje się blisko 70. Superior tamtejszy, - ks. J.
Dmochowski, oświadczył się, że chciałby, aby dalej tym samym
sposobem nie uczono, lecz dziedzic miasteczka, J. W.
Bychowiec, marszałek powiatu wołkowyskiego, utrzymuje te
szkoły i starać się ma, aby Prześwietna Komisja Edukacyjna
te szkoły za akademickie uznała". Życzeniom misjonarzy i
Bychowca stało się zalość. W 1797 r. szkoła łyskowska stała
się akademicką, ściślej powiatową, czyli taka, po ukończeniu
której można było studiować w uczelni wyższej. Taką też
pozostała do 1835 r., kiedy to rząd carski szkołę skasował.
W parę lat później Łysków musieli opuścić też misjonarze.
O tej
szkole akademickiej sporo znajdujemy wiadomości w Kalendarzykach politycznych Uniwersytetu Wileńskiego,
jakie co rok w tym czasie się ukazywały. Dla przykładu podam
dane z tego źródła za 1809 r. Przełożonym szkoły łyskowskiej
byl ks. Jan Ossoliński, nauczycielem fizyki i matematyki -
ks. Tomasz Kuncewicz, literatury - ks. Jan Ossoliński,
nauczycielem drugiej klasy - ks. Wincenty Sielecki,
pierwszej klasy - ks. Wincenty Trubiłowicz, rysunku - ks.
Klemens Markowski, języka francuskiego - Jan Lange. Do
uczniów celujących klas I i II należeli: Józef Malczewski,
Franciszek Leszczyński, Wincenty Jezierski, Michał
Zubilewicz, Adam Bychowiec, Julian Malczewski, Mikołaj
Masłowski, Antoni Sierociński, Ignacy Nielubowicz, zaś z
literatury polskiej i łaciny: - Aleksander Bychowiec, Karol
Leszczyński, Piotr Affanasowicz, Wincenty Jankowski, z
matematyki i fizyki - Jan Freyend, Michał Freyend, Kazimierz
Wysocki, Jan Niemiera i Stanisław Leszczyński. Z dalszych
roczników tego kalendarzyka wiemy, że uczono także: prawa i
historii, języka niemieckiego, wymowy, języka polskiego,
łaciny, geografii, nauki moralności, języka rosyjskiego.
Liczba uczniów w tej szkole zawsze prawie przekraczała
setkę, a w 1817 r. było ich 155.
Jako
jedna z nielicznych pamiątek przeszłości zachował się do
dzisiaj przy dawnym kościele misjonarzy grób poety,
Franciszka Karpińskiego. U schyłku swego żywota zamieszkiwał
on w Chorowszczyźnie, odległej o 5 km od Lyskowa. Zakupił ją
w 1818 r. od Wincentego Orzechowskiego, o czym wspomina w
swoim pamiętniku: "Na ostatek uskuteczniłem swoją chęć
kupienia jakiejś wioski dziedzictwem. Jakoż i kupiłem wioskę
w powiecie wołkowyskim, Chorowszczyznę, od JWP
Orzechowskiego, sędziego granicznego powiatu, za którą z
poślinami do skarbu monarszego należnymi, 100 tysięcy
złotych zapłaciłem. Po śmierci zaś mojej, wnuk mój,
Franciszek Kozierowski, którego od dzieciństwa przywiązania
i we wszystkiem do siebie powolności doświadczyłem, tejże
wsi dziedzicem będzie... Sprowadziłem się do tej nowo
kupionej wioski od lat trzech i tu spokojnie mieszkam, gdzie
ze mną Kozierowski z żoną, dziećmi i całym gospodarstwem
sprowadził się. Zabudowanie tu w Chorowszczyźnie mam
wygodne, blisko Łysków, gdzie raz tylko przez rok wyjeżdżam
i to na spowiedź wielkanocną i dla słabości zdrowia nigdzie
więcej". W ostatnich latach życia poety serdeczną z nim
przyjaźń nawiązał nauczyciel szkoły łyskowskiej, ks. Antoni
Korniłowicz. On to w swojej książeczce poświęconej
Karpińskiemu podał następujący opis pogrzebu przyjaciela,
który nastąpił w 1825 r. „Pogrzeb Franciszka Karpińskiego -
czytamy - w Łyskowie, miasteczku dziedziczonym Adama
Bychowca, chorążego powiatu wołkowyskiego, następującym
porządkiem. Dnia 6 września 1825 r. wieczorem, w niedzielę
zwłoki ś.p. Franciszka Karpińskiego przyprowadzone zostały z
jego majątku Chorowszczyzny, do kościoła parafialnego księży
misjonarzy. Na eksportacji, oprócz księży misjonarzy,
znajdowali się księża bazylianie i bractwa obydwu zakonów,
lud zaś licznie zgromadzony ciągle towarzyszył aż do
umieszczenia trumny z katafalku, tym celem wystawionego.
Podczas eksportacji miał mowę ks. Józef Kulikowski w treści
- ile na tym szkody ponosi społeczeństwo, gdy utraci
pożyteczne członki. Nazajutrz, dnia 7 września, w
poniedziałek, po odśpiewaniu na mszy żałobnego nabożeństwa
przez księży bazylianów, później przez miejscowe
duchowieństwo, o godzinie 10 wyszła msza wielka, odprawiana
przez ks. superiora Kazimierza Mieczkowskiego. Widział
każdy, jak starzec mając lica łzami zroszone, poświęcił
ofiarę za tego, z którym go przez znaczny czas
przyjacielskie łączyły związki. Po skończonej mszy, wybrany
na tłumacza cudzych i własnych uczuć, miałem zaszczyt do
zgromadzonej publiczności przemówił. Gdy juź duchowieństwo
prześpięwało, prawnuk ś.p. Franchzk&i Karpińskiego,
Kozierowskl, mując lat 10 wieku, blisko grobowca dziada
swego stanąwszy, w czułej przemowie wynurzył żal swój a
zarazem całej familii, która najwyższą ozdobę w nim
straciła. Po przeniesieniu ciała na cmentarz, gdy miano już
w ziemi pogrzebać, ks. Józef de Welden, nauczyciel szkoły
łyskowskiej, zwrócił uwagę słuchaczów krótką mową. Obrządek
został dopełniony przez ks. Kulikowskiego, prefekta kościoła
a fizylierzy wystrzelili z broni ręcznej (Karpiński był ich
honorowym kapitanem), że ziemia przyjęła go na wieczny
spoczynek". Zgodnie z życzeniem poety pochowano go przy
ścieżce prowadzącej do kościoła, ustawiono skromny
nadgrobek, niski, w kształcie dwuspadowego daszku i położono
napis - „Oto mój dom ubogi". W początkach XX w. ziemianka,
Stefania z Tołłoczków Dziekońska, z Mogilowców, nie tylko
rozpoczęła starania o budowę nowego kościoła w Łyskowie, ale
też zaopiekowała się grobem Karpińskiego, a nawet chciała go
przenieść na miejsce „godniejsze". Rozpoczęła więc
poszukiwania rodziny Kozierowskich. Sukcesorem
Chorowszczyzny po Karpińskim był wspomniany wyżej Franciszek
Kozierowski, wnuk po siostrze poety, żonaty z Anną z
Tołkawiczów, wdową Zdzitkowiecką, który miał dwóch synów:
Franciszka i Józefa. Ten ostatni jeszcze w 1890 r. był
właścicielem Chorowszczyzny. Chorowszczyzna zapewne została
później sprzedana i rozparcelowana, a Kozierowscy
emigrowali. Odnalazła ich Dziekońska w Ameryce. Przysłali
jej pewną kwotę na budowę kościoła i odnowienie pomnika.
Grób Karpińskiego pozostał na starym miejscu. Po drugiej
wojnie światowej na miejscu zniszczonego pomnika postawiono
nowy, również skromny, z napisem w języku polskim
„Franciszek Karpiński", ale i ta tabliczka obecnie zginęła.
W czasie
Powstania Kościuszkowego wschodnie granice powiatu
wołkowyskiego osłaniał regiment 5 litewski pod komendą
generała-majora Pawła Grabowskiego. Poszczególne kompanie
miały swoje leże w Dereczynie, Samojłowiczach, Wołkowysku,
Izabelinie, Łyskowie i Różanie. Kompania w Łyskowie liczyła
80 ludzi.
Łysków
leżał w pobliżu Puszczy Różańskiej, błot nad rzeką Jasiołdą,
a dalej na zachód Puszczy Białowieskiej i Świsłockiej, gdzie
w 1863 r. bardzo aktywnie działali powstańcy. Powstanie
otarło się i o Łysków. Znany jest fakt, że powstańcy na
rynku miasteczka zastrzelili niejakiego Wyszkolca,
nauczyciela „prichodskogo uczyliszcza", a sami następnie
zbiegli do lasów janowskich. Ks. Melchiora Moniuszkowa
wzywano na policje, aby się wytłumaczył z zarzutu przyjęcia
przysięgi powstańca. Księdza Szarskiego, który wówczas
administrował parafii łyskowską ukarano kwotą 100 rubli za
to, że bez zezwolenia był w sąsiedniej parafii u ks.
Wincentego Dereszkiewicza, a w dodatku zastał tam jeszcze
trzech księży.
Pamiątką
po owych czasach jest szosa, o której nauczyciel z okolic
Łyskowa w czasach międzywojennych pisze następująco: „Za
Łyskowem, w stronę rzeki Jasiołdy, pobudowana jest szosa o
długości 10 km na faszynie i workach z piaskiem, przerzucona
przez bagna. Pobudował ją car, aby podciągnąć artylerię i
wybić ukrywających się powstańców. Budował rok a powstańcy
uciekli. Byłem tam z Rygorowiczem. Opowiadał nam staruszek
ze wsi Huta. Szosa nie jest uczęszczana i w dobrym stanie.
Obok topiel". (list H. Jakimczyka w zbiorach autora).
W
okresie międzywojennym, miasteczko miało bardzo trudne
połączenia komunikacyjne ze swoim powiatem, co spryjało
zawiązaniu się między mieszkańcami atmosfery rodzinnej. Z
sentymentem wspomina o tym miasteczku były sekretarz gminy w
Łyskowie, Wiktor Rygorowicz. Oto fragmenty jego listów,
zachowanych w moich zbiorach: „W Łyskowie mieszkałem w
latach 1933-1936. Miasteczko liczyło wówczas około 2000
mieszkańców i stanowiło gminę wiejską. Byla to najdalei
oddalona od powiatu gmina. Na miejscu była poczta, szkoła,
urząd, posterunek policji, klasztor, dwa kościoły, cerkiew i
bożnica. Hotelu w miasteczku nie było ale nocować można było
u Szlomy Miżeryckiego, ktory prowadził też restaurację.
Warunki życiowe były dobre. Szczupaka o wadze 5 kilogramów
można było kupić za kilka groszy. Handel w miasteczku w 90 %
należał do Żydów, którzy sprowadzali towary z odległego
Wołkowyska. Kursowało na tej trasie kilka par koni
ciężarowych tak zwanych „bałaganów", które to zaprzęgi parę
razy w tygodniu wyjeżdżały po towary. Sołtysem był Żyd.
Światła elektrycznego nie było. Jarmarki odbywały się dwa
razy w miesiącu. Szkoła mieściła się w budynku klasztornym a
kierował nią Kowalski. Będąc w Łyskowie pracowałem również
społecznie - byłem wiceprezesem straży pożarnej. W Lidze
Kobiet pracowała także żona. W życiu społecznym rej wodziła
pani Anna Bychowiec, której mąż Leon Bychowiec był
inżynierem, lecz w pracy społecznej się nie udzielał a tylko
procesował się z chłopami, lecz bardzo rzadko o miedzę, czy
o szkody wyrządzone przez inwentarz żywy a najczęściej o
samowolne wyręby drzewa w lasach. Mile wspominam rodzinę
Korolewiczów z Hajek, którzy aktywnie udzielali się pracy
społecznej. On był emerytowanym nauczycielem rysunku. Na
jednym z balów przygotowywał karykatury tutejszych
działaczy, które po dokonaniu oceny obecnych na balu,
zostały natychmiast sprzedane, co znacznie zasiliło fundusze
na cele społeczne. Oprócz wyżej wymienionych w pracy
społecznej uczestniczyli: ks. Franciszek Matelski, ks.
prawosławny - Kankowski, Albin Dziekoński z Mogilowców -
przewodniczący rady gminnej, Stanisław Wieczfiński - wójt,
Bazyli Łuka - dawny zasłużony wójt łyskowski, Łoś - lekarz,
Kulesz - kierownik poczty, Epsztejn - aptekarz, Tomasz
Labocha - leśniczy oraz miejscowi nauczyciele". Znajdujemy w
listach Rygorowicza i dwie anegdotki. Nie są one na wagę
źródła historycznego, ale że ilustruja atmosferę ówczesnego
kresowego miasteczka, przytaczam w całości. „Pewnego roku
wybory wójta w Łyskowie były bardzo kłopotliwe. Żydzi
namawiali członków rady gminnej aby głosowali na ich
kandydata i w tym celu częstowali chłopów wódką, a ci
przyrzekali że zadość uczynią prośbie. Po głosowaniu okazało
się, że oddano tylko 1 głos na żydowskiego kandydata.
Słyszałem jak po wyborach Żydzi wymawiali chłopom, że słowa
nie dotrzymali, ale każdy z nich twierdził, że to właśnie on
ten pozytywny głos oddał.
Pewnego
razu zmieniono nam komendanta policji. Na temat tego nowego
człowieka rozmawiałem z pewnym Żydem, zapytując, co sądzi o
nowym komendancie. Jest on niedobrym człowiekiem
-odpowiedział - Dlaczego ? - On nie pije wódki".
Od brata
Jana kanonika wileńskiego żyjącego w XVIII w. idzie linia
Bychowców na Łyskowie. Ostatni potomek z tej linii, Leon
Bychowiec, właściciel Adamkowa, został w 1939 r. przez
wladze radzieckie aresztowany i wszelki ślad po nim zaginął.
Żona jego, Anna, w czasie okupacji niemieckiej, prowadziła w
Rosji malutki sklepik, placówkę rosyjskiej mleczarni, gdzie
sprzedawała chude mleko. Do przedsiębiorstwa musiała
„dokładać", ale chodziło przecież o zaczepienie się i
przetrwanie. Po repatriacji, osiadła we Wrocławiu, a
ponieważ miała ukończone wyższe studia rosyjskie była bardzo
cenioną nauczycielką języka rosyjskiego. Żrodła i opracowania:
- Łzy
synowskie... kazania ks. Ohurcewicza. Rękopis w PAN w
Kórniku, sygn. 2596, s. 1-13.
-
Wspomnienie Wiktora Rygorowicza. Rękopis w posiadaniu
autora.
-
Roczniki Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu.
Rocznik 1866.
- Swod
Pamiatnikow Biełorussii. Brestskaja obłast, Mińsk 1990, s.
363.
- A.
Korniłowicz, Ożyciu Franciszka Karpińskiego... Wilno 1827.
- Akty
izdawajemyje Wilenskoju Archeograficzeskoju, Wilno 1891,
Tomy XVI i XVIII
- J.
Kurczewski, Stan kościołów parafialnych diecezji wileńskiej
po najściu nieprzyjacielskim 1655-1661, „Litwa i Ruś", t.1,
1912.
- G.
Micewiez, Z męczeńskich dziejów unii, Poznań, 1888.
-
Raporty generalne wizytatorów Komisji Edukacji Narodowej w
WLK. Ks. Litewskim 1782-1792, Wrocław 1974.
-
F.Karpiński, Pamiętniki, Warszawa 1898.
Wejście
—
Różana
—
Łysków
—
Moģilowce
—
Adamków
|