Niemcewicza J.U. Podróże historyczne po ziemiach Polskich
między
rokiem 1811 a 1828 odbyte.
Juliana
Ursyna Niemcewicza
Podróże historyczne po ziemiach Polskich
między rokiem 1811 a 1828 odbyte
Paryż
Petersburg
1858
Перевод на русский представлен
здесь.
OD WYDAWCóW.
[V-VI.]
[V]
Ogłaszając po raz pierwszy tę ksigżkę napisana przed
kilkudziesięcią laty przez znakomitego męża, którego
późniejsze pokolenie już nie widziało, ale którego
wspomnieniami dziś jeszcze poniekąd żyje, przynosimy,
zdaniem naszém, publiczności miły dar, a literaturze naszéj
szacowny nabytek. Wydano ostatniémi czasy liczne naszych
prowincyj opisy; lecz o ile wiemy, nie ma książki
obejmującéj wszystkie ziemie polskie, i opowiadającéj
nietylko dawne ich dzieje, ale stan ich spółezesny i
potrzeby. Pod tym dwoistym względem, książka Niemcewicza,
acz podróżami historycznemi przez niego nazwana, i jakoby
przeszłość kraju mająca tylko na widoku, bardziéj może
zaspakaja czytelnika, niż niejedno z późniejszych téjże
treści dzieł, gdzie więcéj widać poszukiwań bibliotecznych,
niż pielgrzymki po kraju..
[VI]
Na wstępie do tych podróży, w r. 1811, Niemcewicz powiada,
że gdy losem długo niefortunnym nic mógł dotąd poznać
dokładnie znacznéj części własnéj ziemi, chociaż po
odległych miotany był morzach i w obce wydalał sic krainy,
teraz do ojczyzny wrócony, skoro znalazł kilkunicdziclnę w
obowiązkach publicznych przerwę, wybrał się na zwiedzenie
Krakowa i jego okolic. Następnego roku wyjechał [VI] do Prus
królewskich, a za powrotem zwiedził i opisał Warszawę. W r.
1816 objeżdżał Wołyń i Brzeskie; w r. 1817, puścił się do
Gdańska i do Królewca; rokiem późniéj, przez Podole i
Ukrainę, dotarł aż do morza Czarnego; w r. 1819 podróżował
po Litwie; w r. 1820 po Rusi Czerwonéj; następnego lata
przejechał Szlazk i Wielkopolskę, a ostatnia jego podróża,w
r. 1828, była wycieczka w Podlaskie, w interesie, jak mówi,
familijnym.
<...>
PODRÓŻ DO LITWY
W ROKU 1819.
[336-415.]
<...>
[347]
Prużany, równie jak i Kobryń, dobra królewskie stołowe,
przez Katarzynę Rumiancowowi dane, przez tegoż szlachcie
naszej rozprzedaje zostały. Niezmierne kapitały, za kupna
te, z województwa brzeskiego wyszłe, dotąd kraj ten w
ogołoceniu z pieniędzy trzymają. Szlachta siliła się nad
możność swoje, zapożyczała, by dobra te nabywać; ztąd
wielkie kłopoty, exdywizye i upadki.
Hojną była niezmiernie niepokalana Katarzyna w szafowaniu
zagrabioną królów polskich własnością. Wszystkie niezmierne
dobra stołowe, któremi się przez tyle wieków utrzymywali
królowie nasi dostojnie i wspaniale, rozdała na kochanków,
lub na wykonywaczów niecnych swych rozkazów. Tak jedném
słowem, ekonomją szawelską, Jurburg, i t. d., 14,000 dusz
męzkich mające, nadała Platonowi Zubowowi. Bóg wie kto nie
brał. Rubanów, faworytny cyrulik Bezborodki, dostał klucz
stanisławowski, u bram Grodna leżący. Szczęściem, że
wszystko to poodkupywali, lub odkupują jeszcze Polacy.
Prócz sławnej puszczy Białowiezkiej, gdzie żubry zaczynają
już ginęć, powiat prużański niewiele ma lasów; przerzynają
go rzeki: Muchawiec i Jasiołda. Powiat wołkowyski, weselszy
ma pozór. Kraj bardziéj wzdyma się w pagórki, jak na
Podlasiu; tu i owdzie rozrzucone gaiki, domy obywatelskie
czyste i z gustem zabudowane, ocienione sa pięknémi ogrodami
i laskami. Drogi wyprostowane i nad potrzebę szerokie (1).
Ileż one często niepotrzebnie kosztuję pracy ludzkiej;
drogim atoli być powinien pot człowieka, tyle jest prac
potrzebnych, iż napróżno nigdy sączonym być nie powinien.
Drogi te po obu stronach w jeden, a czasem i we dwa rzędy
drzew są wysadzane, a że sadzenia te robiły się najczęściej
w nieprzyzwoitej porze roku, zamiast zieloności, niewidać
jak suche wiechy. Posłuszne wierzby wszędzie się przyjmuję,
lecz inne drzewa, więcej ducha niepodległości posiadające,
śmie się opierać ukazom. Jakkolwiek bądź, osadzenia te drzew
wyprężonych, równémi szeregami stojących, tę maję korzyść,
iż przypominają najużyteczniejszą rzecz w świecie, to jest,
paradę.
_____
(1) -
Przyszedł ukaz, by je nie tak już szeroko robiono.
Około Michalina, napadła mię największa w świecie ulewa;
lecz [348]
szybkość poczt tutejszych, postawiła mię wkrótce pod dachem.
Stanąłem wcześnie w Różannie.
Różanna,
nad rzeką Zelwą, siedlisko niegdyś zamożnego domu Sapiehów,
dziś więcej jeszcze przez zaniedbanie niż przez doznane
klęski krajowe upadła. Pałac, który przed laty czterdziestu
widziałem pysznym wspaniałemi ozdoby i sprzęty, jaśniejącym
tysiącznemi światłami, brzmiącym muzyką, napełnionym tłumem
gości, w którym nakoniec, w r. 1642, Władysław IV, z żoną
swą, Maryą Gonzaga, przez dni dziesięć wesoło gościł, dziś
jest częścią składem zboża, częścią obróconym na fabrykę
przędzenia wełny. Fabrykę tę utrzymują żydzi, lecz nie
używają żadnej hebrajskiej ręki; owszem najmują
chrześciańskie, żywiąc je i dając każdej dziewczynie po
rublu na miesiąc. W jednym z gabinetów znajduje się
biblioteka niebardzo szczególna, ni to przez wybór ksiąg, ni
też przez liczbę onych. Ciekawszym jest gabinet rękopismów,
składający się z 232 dużych tomów; sięgają one końca XVgo
wieku, a na schyłku XVIIIgo kończą się. Wiele w
nich ciekawych do historyi znajduje się materyałów; jakoż
ksiądz Kognatowicz obficie w nich czerpał do dzieła swego
żywotów Sapiehów. Listy do hetmanów, ministrów, biskupów,
przyjaciół domowych, oprawne są latami. Szkoda, że przy
końcu nie ma alfabetycznego regestru z treścią rzeczy. W
skarbcu okazują sławny puhar, sapieżyński zwany.
Nieużywano go jak dla monarchów, kiedy odwiedzali Różannę;
wynoszono go wśród bicia dział; mówią że jest cały z jednego
szmaragdu. Zostawuję bieglejszym sprawdzenie tego mniemania.
Prowadzony przez grzecznego IMP. Czudowskiego, zawiadowcę
dóbr tych, miałem czas oglądać wszystko: o godzinie bowiem
dziewiątej z rana, w oczekiwaniu na księcia wirtemberskiego,
poczta zamkniętą została dla podróżnych i nie otworzyła się
jak późno w wieczór. Miasto, choć drewniane, dobrze
zabudowane, zamieszkałe całkiem prawie przez żydów. Cały
przemysł miejscowy obrócony jest do robienia kołder i
sukien. Nie zyskuje tu wieśniak, jak w innych krajach
zyskuję okolice miast rękodzielnych. Jakaż bowiem jest
konsumpcya miasta napełnionego tak wstrzemięźliwym ludem jak
żydzi? Wnieśmy że ich jest 1,000 dusz; każda dusza żydowska,
prócz szabasu, nie potrzebuje na siebie, jak dwie główki
czosnku i kawałek chleba. Choćby czosnku w swoich nie
uprawiała ogrodach, choćby go kupowała, wydatek na dzienne
pożywienie familii żydowskiej z pięciu głów składającej się, [349]
wynosić więcej nie może jak pół szeląga na głowę : dajmy,
cały grosz miedziany na familia; dwieście żalem familij,
konsumuje czosnku dziennie za zł. 6 gr, 20, przydajmy 3
grosze ogólnie na dorosłych żydów i bachurów na chleb,
uczyni zł. 20. Konsumpcya zatem dzienna tysiąca żydów
wyniesie się do zł. 26 gr. 20, suma która zapewne nie
zbogaci tysiąca żyjących w około rolników. Ze w małych
miasteczkach tak skromne jest pożywienie żydów, wątpliwości
nie ma. Nie biją tam bydła jak raz na tydzień, to jest w
piątek, a to by żydzi mieli kawałek mięsa na szabas; a że
chrześcianie mięsa w dzień ten nie jedzą, wypada, że cały
tydzień pościć muszą, i że cielne ofiary dla Hebrajczyków
tylko padają. Wszędzie tu widać nieobecność właściciela;
niemożna powiedzieć, że oko pańskie tuczy konia.
Zmordowanemu droga, miłym był spoczynek w gościnnym domu
marszałka gubernskiego, Kazimierza Grabowskiego, w
Podorosku. Izabełin, pobliższe miasteczko, zbudowane było
przez hrabię Fleminga, podskarbiego wielkiego litewskiego, i
imieniem żyjącej jeszcze córki jego, księżnej Czartoryskiej,
jenerałowej ziem podolskich, nazwane. Miasteczko to jest
całe wystawione z muru pruskiego. Tu, w czasie spalenia w
ostatniej wojnie Wołkowyska, przeniosły sic powiatowe sady.
<...>
[392]
W Łucku, Brześciu-litewskim i innych, sterczą tylko spalone,
lub zgnojone świątynie, pyszne pałace w Wołczynie, Różanie,
Słonimie, Wilnie, Perkałowie, nieliczne wielu w Warszawie i
innych miejscach, również niszczącej wojskowości stały się
łupem.
[393]
Nie minąłem Różany bez wstąpienia raz jeszczce do księgarni
pałacowej i przejrzenia znajdujących się tam manuskryptów :
zawierają się w nich oryginalne i ważne bardzo;
podziękowałem Bogu, że je od tylu rozbojów i rabunków
uchronił. Na poczcie znów trwoga niezmierna dla nastąpić
mającego przejazdu; ledwiem do pierwszej poczty otrzymał
konie. Lubo to była niedziela, na gwałt pracowano koło dróg;
co dziwniejsza, w lipcu, choiny po obu stronach sadzono.
Niechcąc się spotkać z wielkim dworem, w Michalinie,
samotnej karczmie, wśród ogromnego lasu, nająłem konie do
Berezy kartuzkiéj i do Piesków, majętności marszałka
słonimskiego, Pusłowskiego.
<...>
|